„Dłoń króla słońca” jest wspaniałą książką. Brzmi to bardzo ogólnikowo, co jest dla tego dzieła krzywdzące. Ono jest inne niż pozostałe fantasy. Gatunek ten cechuje wiele sztamp: nieznających swoich mocy wybrańców, których przeznaczeniem jest pokonać złego czarodzieja; moce przyjaźni przełamujące nienawistnych; drużyny krasnali czy inne drużyny bohaterów; rycerzy walczących ze smokami lub na smokach z innymi rycerzami. Żaden z tych wątków nie pojawia się w tej książce.
Fabuła recenzowanej przeze mnie książki jest oryginalna – aż do samego zakończenia nie mogłem zgadnąć, jakie ono będzie. Umiejscowienie akcji w świecie inspirowanym Imperium Chińskim jest również nietypowym zabiegiem. Z systemu magii funkcjonującego w książce nie korzystał nigdy żaden inny czarodziej.
Historia opowiada o Imperium Sienienieńczyków podbijającym okoliczne ludy. Czy to oznacza, że jest ono pełne złych tyranów, ich żołnierze karmią się nienawiścią, noszą czarne zbroje z rogami, a za sobą zostawiają ślad zniszczeń? Nie. Czy główny bohater jest nieskazitelny i czyni tylko dobro? Też nie. Obiektywność w fantastyce jest czymś rzadko spotykanym (może jeszcze w „Wiedźminie”, tam każdy jest czarnym charakterem).
I jeszcze fenomenalna okładka: czarna dłoń na tle błękitnego krajobrazu zachodzącego słońca. Malowanie są nawet brzegi kartek. Białe żurawie suną po błękicie stron. Samo trzymanie tej książki w dłoniach jest miłym przeżyciem, nawet jeśli zamierzamy poznać ją tylko sensorycznie. Tekstura wykorzystanego tutaj papieru jest wyjątkowa, naraz szorstka i delikatna.
Co łączy „Dłoń króla słońca” z wakacjami? To, że w wakacje mamy dużo wolnego czasu i po spędzeniu go z tą książką, nie będzie można uznać go za zmarnowany.
Zachwytometr recenzenta 99% (nie lubię dawać pełnych not, a „Dłoń króla słońca” na nią zasługuje, dlatego odejmuję 1%.).