Książka Kazimierza Orłosia „Trzecie kłamstwo” jest dziełem – odważę się użyć tego słowa – wybitnym. Powstała w konspiracji, otwarcie krytykuje współczesny sobie ustrój PRL-u, jego dyrektorów i ministrów.
Gdybym miał opisać tę książkę w sposób prasowo kwiecisty, byłaby to opowieść o ludziach żyjących w podręcznikach do historii. W przeciwieństwie do opisanego przeze mnie komiksu „Grand Prix” pokazującego dyktaturę nazistowską z trzeciej perspektywy, oczami historyka, narracja w „Trzecim kłamstwie” jest bardziej organiczna, skupiona na jednostkach, nie milionach statystyk. Jest to powieść o ambitnych inżynierach, nietykalnych dyrektorach, wykorzystywanych pracownikach fizycznych i ich rodzinach, oraz wszędobylskiej prasie, partii, sloganach i cenzurze. O propagandzie i jej wpływie na okłamywanych obywateli. O nowych rzeczywistościach tworzonych przez rządowe dzienniki. Jest to powieść naraz obyczajowa i sensacyjna, pisana językiem lekkim, ale też niepozbawionym patosu. Czuć wagą słów wypowiedzianych przez autora, ale ich ciężar nie przygniata.
„Trzecie Kłamstwo” jest w moich oczach dziełem niemalże idealnym (wady znajdzie się we wszystkim. W tym przypadku doszukałem się dość częstych błędów w korekcie).
„Zapamiętaj słowo antypolski. Mówią je często, bo sami reprezentują ten system […] chcieliby, abyśmy go uważali za swój, i abyś mówiąc Polska myślał system. To dlatego jeśli ktokolwiek krytykuje system, mówią, że jest antypolski”
Zachwytometr recenzenta: 99%